9.3.17

ULUBIEŃCY STYCZNIA I LUTEGO


Czas nieubłaganie ucieka. Minęły już pierwsze dwa miesiące nowego roku i nie wiem zupełnie, kiedy ten czas tak szybko mi zleciał. No, ale koniec rozczulania się nad upływającym czasem. 
W styczniu i w lutym używałam produktów z firm do pielęgnacji, które zagościły w mojej kosmetyczce po raz pierwszy. Trzej ulubieńcy pielęgancyjni pochodzą z pudełek U.R.O.K, więc bardzo cieszę się, że zaczęłam subskrybować ten zestawu. Jeśli zaś chodzi o ulubieńców z kategorii makijażu, to w ulubieńcach znalazły się same produkty do ust, znanych mi już wcześniej marek.


Do tej pory moim ulubieńcem w kategorii masek do włosów były zdecydowanie maski Kallos. Jednak po dwóch miesiącach używania kremowej maski do włosów marki Dr. Santé mam nowego ulubieńca w tej kategorii. 
Jeśli czytacie uważnie mojego bloga, to zapewne pamiętacie jaką przygodę kiedyś zafundowałam moim włosom. Jeśli nie pamiętacie, to przypominam, że było to kilkuletnie farbowanie włosów, a potem rozjaśnianie ich domowym sposobem. Co prawda udało mi się "zejść" z czarnego koloru do, prawie, że mojego naturalnego koloru włosów, ale stały się przez to bardzo suche, matowe. Po prostu zniszczone. 
Jak pewnie domyślacie się, nie pozostałam obojętna na taki stan moich włosów i od prawie roku dbam o nie, stosując systematycznie olejek do włosów i maski. Maski zmieniam co jakiś czas. Kiedyś używałam arganowej maski do włosów firmy Kallos i właśnie tę maskę przypomina kremowa maska do włosów marki Dr. Santé. Nie dość, że pachnie identycznie jak maska wspomniana wcześniej, to dodatkowo ma bardzo podobną konsystencję. No, ale słowo "podobną" jest tutaj kluczowe. Maska Dr. Santé ma bardziej gęstą konsystencję, dzięki czemu nie ześlizguje się z moich włosów. Także kolor różni ją od maski Kallos, ponieważ jest żółta, same zobaczcie


Mimo tego, że jej opakowanie jest dosyć małe, bo ma pojemność 300 ml, to jest ona produktem bardzo wydajnym i przede wszystkim świetnie nawilża moje włosy, lekko je przy tym wygładzając. Dodatkowym jej plusem dla mnie jest to, że nawet jeśli trzymam ją na włosach minimalny czas, czyli 5 min, włosy są nawilżone i utrzymuje się na nich przepiękny zapach tej maski. 
Używając jej zaraz po olejowaniu włosów otrzymuje idealny efekt na moich włosach. 
Polecam ją wszystkim posiadaczkom suchych i zniszczonych włosów. 


Nigdy nie zdarzyło mi się to, aby po niecałych dwóch tygodniach używania jakiegoś produktu uznać go za ulubieńca. No, ale jednak przedstawiam Wam moją pielęgnacyjną miłość, jaką jest Liquid Gold - kuracja naprawcza marki Aplha-H. Luty obdarował mnie niestety wypryskami, w szczególności jeden z nich okazał się wyjątkowo uparty. Cały czas powracała do niego ropa i przez to stawał się bardzo bolesny. Miałam zamiar się poddać, ponieważ nic nie pomagało i wtedy przyszło do mnie pudełko U.R.O.K, a w nim ten produkt. 
Mimo, tego, że posiadam tylko próbkę tego produktu i używałam go bardzo często, to mam jeszcze połowę tubki Liqiud Gold. Jest to produkt bardzo płynny, dlatego wystarczy użyć niewiele produktu. Oczywiście wszystko zależy od tego, z iloma wypryskami się borykacie.
U mnie się sprawdził i zdał egzamin na 6. Jeśli jesteście zainteresowane tym lub innym produktem marki Alpha-H, to do końca marca podczas zakupów na stronie tej marki możecie skorzystać z 20% rabatu. Użyjcie kodu ShinyLove.


Początkowo byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego produktu, jednak już po pierwszym użyciu zmieniłam zdanie. Niestety mój ulubieniec z Garnier płyn micelarny z olejkiem ostatnimi czasy nie nawilżał mojej cery, miałam wręcz wrażenie, że zaczął ją lekko przesuszać. To sprawiło, że poszukiwałam produktu zastępczego, który zmyje mój makijaż, nie podrażni skóry i dodatkowo ją nawilży oraz nie podrażni oczu. Udało się, znalazłam taki produkt, jest nim płyn micelarny dla skóry wrażliwej firmy dottore.
 W tym poście opisywałam zawartość pudełka U.R.O.K edycja IX, właśnie w tym boxie znalazł się ten płyn micelarny. Pisałam wtedy, że po odkręceniu butelki z tym płynem czułam alkohol, jednak po nasączeniu płatka kosmetycznego tym płynem i po przyłożeniu go do twarzy żaden zapach nie jest wyczuwalny.
Płyn idealnie radzi sobie ze zmywaniem makijażu, tak jak wspomniałam powyżej, w żaden sposób nie podrażnia mojej skóry oraz oczu. Pozostawia skórę nawilżoną, co jest oczywiście jego kolejnym plusem.
Jedynym minusem, jaki dostrzegam, jest jego cena, za pojemność taką, jaką posiadam, czyli 200 ml, w regularnej cenie musimy zapłacić 59,00 zł.


Makijaż w styczniu i w lutym upłynął mi głównie z mini błyszczykami marki Pierre Rene. Udało mi się je kupić za bardzo małe pieniądze, bo zapłaciłam za nie 5, 98 zł i to za oba.
Byłam bardzo ciekawa tego jak sprawdzą się u mnie, ponieważ nigdy nie miałam błyszczyków tej marki. Skoro błyszczyki znalazły się w ulubieńcach to zapewne wiecie już sprawdziły się i to całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze. 
Ja posiadam jeden błyszczyk w odcieniu BERRY SMOOTHIE nr. 13 (ten po lewej stronie) oraz drugi w odcieniu MORE TO LOVE nr.25. Oba błyszczyki mają bardzo słodki zapach, ale to mi w zupełności nie przeszkadza. Na ustach są lekko lepkie, ale nie sklejają górnej wargi z dolną, za to świetnie je nawilżają. Podczas jedzenia i picia utrzymują się dosyć krótko, ok. 2 godz., bez jedzenia nawet do 3,5 godz.
Uwielbiam nosić błyszczyki, ponieważ jednocześnie nawilżam swoje usta i nadaje im kolor. Na co dzień, tzn. kiedy jestem na uczelni, używam błyszczyka w odcieniu MORE TO LOVE, z kolei BERRY SMOOTHIE używam na wieczorne wyjścia.


Bardzo lubię nosić matowe pomadki, a szczególnie uwielbiam matowe pomadki z Golden Rose. W styczniu kupiłam kolejną i jest to Longstay Liquid Matte Lipstick w kolorze 03. W opakowaniu wygląda na brudny róż, jednak na moich ustach ten kolor pomadki wpada w fioletowy odcień. To mi w zupełności nie przeszkadza, bo nadal bardzo podoba mi się ten kolor. Po dwukrotnym pomalowaniu ust tą pomadką uzyskuje naprawdę długotrwały efekt na ustach. Zarówno podczas jedzenia, jak i picia pomadka długo utrzymuje się na moich ustach. Jednak jeśli już zacznie znikać z moich ust, to robi to w bardzo równomierny sposób.
Longstay Liquid Matte słynie ze słodkiego zapachu, co bardzo z resztą lubię. Tak już chyba mam, że większość moich produktów do ust ma słodkawy zapach, smak i potem stają się moimi ulubieńcami, no, ale cóż, taki mój urok. 😉
Oczywiście pomadki z Golden Rose z serii Longstay... lubią (niestety) wysuszać usta, dlatego używanie ich na dłuższą metę nie będzie korzystne. No, ale zawsze istnieją pomadki nawilżające/ochronne, więc po problemie. 😜

Poniżej możecie zobaczyć swatche moich makijażowych ulubieńców.
Od lewej strony: Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick, Pierre Rene Lip Gloss nr. 25, Pierre Rene Lip Gloss nr. 13.




POST NIE JEST SPONSOROWANY.

24 komentarze

  1. Ten kolor z Golden Rose też lubię, reszty nie znam jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomadki z Golden Rose uwielbiam ;) Ja z kolorkiem nie trafiłam, bo chociaż 10 podoba mi się niezmiernie to na moim ciepłym typie urody wygląda trupio... Ale na pewno skuszę się na których z nowych kolorków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też je bardzo lubię :)
      Do mnie z kolei żaden z nowych kolorów nie przemawia, ale to oczywiście wszystko kwestia gustu ;)

      Usuń
  3. pomadki lubię bardzo! reszty nie kojarzę :D
    http://czynnikipierwsze.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Iza:).
    Z Golden Rose mam błyszczyki z serii Luxury Rich Color LipGloss i uważam, że są bardzo dobrej jakości, do reszty oferty nie mogę się przekonać (tradycyjne matowe pomadki były na moich ustach nietrwałe, poza tym prezentowały się nieestetycznie, dlatego nie ryzykowałam z tymi płynnymi).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Iwona :)
      Błyszczyki z Golden Rose też bardzo lubię :D
      Wszystko jest kwestią gustu, jednej osobie coś podpasuje, innej nie ;)

      Usuń
  5. Dr. Santé ma świetne kosmetyki do pielęgnacji włosów. Uwielbiam balsamy i odżywki w spray'u tej marki. Po ich zastosowaniu włosy są takie nawilżone, miękkie i pełne blasku, że aż chce się dotykać. =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zachwycona maską do włosów Dr. Santé, więc z chęcią spróbuję innych kosmetyków tej firmy :)

      Usuń
  6. Fajna ta maska do włosów :) Pomadki matowe GR lubię za jakość, ale kolor 03 zupełnie mi nie pasuje, ma za dużo tonów fioletowych, przez co wyglądam w niej tak... trupio :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna i świetnie działa na włosy :)
    Pomadki GR mają świetną jakość ;)
    Mnie akurat ten kolor przypadł do gustu, ale jest tyle jeszcze innych kolorów tych pomadek z GR, wiec jestem pewna, że któryś na pewno Ci się spodoba :D

    OdpowiedzUsuń
  8. te błyszczyki są przeurocze! mam ochotę od razu po nie lecień i kupować:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błyszczyki są cudne, ślicznie pachną i wyglądają :D

      Usuń
    2. zapach ładny jest bardzo ważny:)

      Usuń
    3. W pełni się z Tobą zgadzam :)

      Usuń
  9. Nie znam żadnego z tych kosmetyków :) Pomadki z Golden Rose ciągle za mną chodzą! Chyba niedługo wyskoczą mi z lodówki! hihihi

    Pozdrawiam, Podkowaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że tak będzie, bo wszędzie o nich głośno :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. A ja nie mam żadnego z tych kosmetyków :) Skusiłabym się, jednak na pomadkę od "Golden Rose".
    Pozdrawiam, MÓJ BLOG!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj choć jednego koloru z tych pomadek, moim zdaniem warto je mieć w swojej kosmetyczce :)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  11. Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam Ci zakup błyszczyków Pierre Rene lub pomadki z GR :)

      Usuń
  12. Bardzo lubię maski Kallosa ale kusi mnie ta maska dr Sante widziałam ja w sklepie zielarskim 😀

    OdpowiedzUsuń

PIERRE RENE 6TH SENSE NO. 05 VIVID CLOUDS

Dziś pokażę Wam z bliska mini paletę cieni 6th Sense no. 05 Vivid Clouds od Pierre   Rene . Pochodzi ona z najnowszej kolekcji 6th Se...