Uroczą miniaturę kremu Sensibio AR dostałam podczas ostatniej wizyty u mojej pani dermatolog. I choć krem dedykowany jest do skóry z problemami naczynkowymi, to został on mi polecony do łagodzenia pozostałości po AZS i łojotokowym zapaleniu skóry. Zużyłam 5 ml próbkę kremu i postanowiłam zakupić go w pełnym wymiarze 40 ml. Jak możecie się domyślić skoro go kupiłam, to sprawdza mi się, ale chciałabym wam nie co więcej o nim opowiedzieć.
Krem jest dedykowany do skóry wrażliwej, reaktywnej z problemami naczynkowymi, z przejściowymi zaczerwienieniem (połączonym z uczuciem pieczenia) oraz trwale zaczerwienionej.
Producent zapewnia, że krem może być używany do codziennej pielęgnacji.
Produkt ma:
- działać łagodząco i przeciwzapalnie,
- zapobiegać pojawianiu się zaczerwienień,
- ograniczać podrażnienia oraz uczucie przegrzania,
- wzmacniać barierę ochronną skóry przez zastosowanie składników nawilżających (gliceryny, hydroksyproliny oraz fitosteroli z awokado).
Konsystencja kremu jest średnio gęsta. Zaraz po wyciśnięciu z tubki ma biały, lekko różowy kolor, który podczas rozsmarowywania znika. Na skórze pozostaje tylko nawilżenie i delikatnie tłusty film. To, jak duży on będzie, zależy od tego jaką ilość kremu nałożymy na twarz. A niewiele trzeba, by uzyskać pożądane nawilżenie i ukojenie.
Kremu Sensibio AR używam głównie na obszar pod nosem, wokół ust i na brodzie. Czasami używam go na całą twarz, ale to głównie w dni, kiedy nie nakładam makijażu i zapomnę o reaplikacji kremu SPF. Wtedy moja skóra na twarzy jest lekko zaczerwieniona przez słońce, a krem szybko niweluje ten efekt.
Świetnie też sprawdza się w roli bazy pod makijaż. Bardzo dobrze nawilża skórę i utrzymuje makijaż na niej. Ważne jest jednak by nie przesadzić z jego ilością, bo wtedy podkład zaczyna się rolować.POST NIE JEST SPONSOROWANY.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz